01.06.2005 :: 13:24
Nie pozwolił mi odejść... wciąż u niego mieszkam... Pakowałam sie gdy wrócił z pracy... spytał -co robisz? -miał bardzo dziwny wyraz twarzy... powiedziałm -prosiłeś abym sie wyniosła kiedy sobie cos znajde...znalazłam, wiec sie wyprowadzam -odpowiedziałam nie parząc na niego... - ale...-podszedł.. wiedizłam ze nie moze na mnie parzec ze zbyt wiele bólu mu zadałam...-nie musisz..-odsunełam sie wiedziałam ze bardzo trudno jest mu przytulić kobiete ktora usuneła dziecko na ktore tak bardzo czekał..opuścił rece..wiedziałam w jego oczach żal, smutek... nie wiem jak to nazwać...nie przerywałam pakowania sie...-przestan, zostaw te rzeczy...-powiedział zdecydowanie...- nie moge wiem ze nie chcesz zebym tu została, wiem...-odpowiedziałam a w duchu powtarzałam sobie musisz byc silna... -zostan..prosze...-powiedział dosc smutno podszeł i złapał mnie za ręke - nie rob tego..nie ułatwiasz mi..-powiedziałam.. lecz on nie posłuchał kazał mi wstac, delikatnie dotkną mojej twarzy i delikatnie pocałował w usta...to była chwila...zauroczyło mnie to...stałam jak wryta... - nie pakuj sie nie wyjezdzaj nie zostawiaj mnie..prosze...-wyszeptał -nie mozesz.. kocham Cie-powiedział i mnie przytulił... nawet tego nie odwzajemniłam..-zostaw...-powiedziałm i odskoczyłam...-nie prosze nie wychodz...-prosił-dobrze...-odpowiedziałam...